Natalia Hatalska, nawiązując do ostatnich lotów testowych rakiety Starship, pisze dziś u siebie o demokratyzacji kosmosu i wynikających z niej konsekwencjach dla funkcjonowania infrastruktury krytycznej na Ziemi. Choć o kosmosie na konferencjach branżowych mówi się wciąż niewiele (zwłaszcza w porównaniu do AI), to dziś jeden z niezwykle istotnych trendów. Możecie poczytać o nim więcej także na naszej Mapie Trendów: https://lnkd.in/dK8rUzFe
Mam wrażenie, że w ostatnim czasie temat kosmosu przedostaje się trochę mocniej do przestrzeni publicznej (hype w naszym wskaźniku TMI wyniósł w październiku 29/100). Z pewnością wpływ mają na to testowe loty rakiety Starship (ten sprzed dwóch dni i ten spektakularny sprzed miesiąca). W kontekście tego tematu dyskusja toczy się jednak głównie wokół osiągnięć technologicznych oraz sukcesów bądź porażek kolejnych testów (o bananie, który stanowił ładunek w ostatnim teście, nie wspominam). Zdecydowanie brakuje mi dyskusji o tym, jakie znaczenie mają te loty dla naszego codziennego życia. Na co dzień nie zawsze bowiem zdajemy sobie sprawę, jak ekstremalnie ważna jest przestrzeń kosmiczna dla naszego funkcjonowania na Ziemi. Tak naprawdę to część naszej infrastruktury krytycznej. Kosmos kluczowy jest dla rolnictwa, obronności, bezpieczeństwa (chociażby prognozowanie gwałtownych zjawisk pogodowych), komunikacji. Nasze smartfony czy systemy nawigacji w samochodach (lub innych środkach transportu) nie funkcjonowałyby przecież, gdyby nie satelity umieszczone na orbicie. Loty testowe Starship interesują mnie więc bardziej ze względu na postępującą demokratyzację przestrzeni kosmicznej i wyzwania z tym związane. Co mam na myśli? Przez wiele-wiele lat w kosmosie funkcjonowały tylko jednostki rządowe, typu NASA czy ESA. Od kilku lat widzimy istotną zmianę. Na ten rynek wchodzą podmioty prywatne, takie jak chociażby SpaceX Elona Muska. Z jednej strony, owszem, pozwala to na większą innowacyjność, otwiera rynek, ale z drugiej stwarza problemy. Przestrzeń kosmiczna nie do końca jest uregulowana prawnie. Byłam ostatnio na wystąpieniu, podczas którego Tanja Masson-Zwaan (Deputy Director of the International Institute of Air and Space Law w Leiden University) opowiadała o tym, jak dwa satelity – satelita Starlinka i satelita pogodowy ESA – były na torze kolizyjnym i nie wiadomo było, który ma ustąpić któremu. Ostatecznie ustąpił satelita pogodowy ESA. Czy tak powinno być? W jaki sposób regulować przestrzeń kosmiczną, aby takie sytuacje się nie zdarzały (bo przecież mogą skutkować pogorszeniem działania lub w ogóle wyłączeniem elementów infrastruktury krytycznej dla Ziemi)? Co jest ważniejsze – satelita prywatny, czy satelita publiczny? Dlaczego? Zdaję sobie sprawę, że Europa ma tendencję do przeregulowywania wielu kwestii, ale w kontekście innowacji technologicznych i przyszłości, dyskusji o regulacji nie można pominąć. Dotyczy to zarówno kosmosu, jak i sztucznej inteligencji, biotechnologii, neurotechnologii. Problem polega jednak na tym, że regulatorzy i twórcy technologii mają zasadniczo dwa różne podejścia do tego zagadnienia. Ci pierwsi zazwyczaj działają według hasła „slow down and worry”, ci drudzy według „speed up and worry”. Pytanie, czy społeczeństwu w tej sytuacji nie pozostaje tylko… „worry”. PS Na zdjęciu instalacja Light to the Nations, Yael Bartana, pawilon Niemiec, Biennale Arte, listopad 2024. #EksploracjaKosmosu #DemokratyzacjaKosmosu